"Non-Compete Clause", czyli awantura o zdjęcie na ścianie (MLP:FiM)


"Non-Compete Clause"

sezon 8, odcinek 9


Witajcie w takiej "mini-serii" niewielkich wpisów na mojego bloga, gdzie po prostu przedstawiam szybką recenzję odcinka/filmu/gry czy czegokolwiek. Dlaczego tylko krótka recenzja, czy tam przemyślenia? Po prostu uznaje, że nie ma sensu rozpisywanie się na wiele stronic A4 na ten, bądź inny temat. Bez zbędnego przedłużania zapraszam do lektury. :)

Nie, ta nagroda nie jest dla tego odcinka. Nie zasłużył sobie.
(btw. najlepsza scena w odcinku)


Dnia 13 maja roku 2018 nawiedził nas nowy odcinek serialu MLP:FiM (My Little Pony: Friendship is Magic... tak tylko dla przypomnienia mówię). Czego dotyczył ów odcinek? Ano prostej sprzeczki pomiędzy Applejack (pomarańczowym kucem od jabłek w kowbojskim kapelutku) i Rainbow Dash (tęczową klaczą z chmurką na zadzie), które po tylu sezonach nadal rywalizują między sobą o to kto jest najlepszy, najwspanialszy i w ogóle NAJ - jednym słowem jedna z nich chce być jak ta gazeta dla kobiet. Konflikt trwa od sezonu pierwszego i miałem nadzieję, że mamy to już za sobą. Źle myślałem.

W skład wesołej klasy wchodzą: kucyk, hipogryf,
jak, smok, gryf i podmieniec. Zajęcia czas zacząć!

Jak zwykle fabuła toczy się wokół schematu: sprzeczka, jakaś refleksja i na koniec pointa o tym jak fajnie jest, przyjaźń, kwiatki i takie tam... Warto tutaj wspomnieć, że nawet twórcy (pod postacią chyba Twilight Sparkle (ten fioletowy jak połączenie niebieskiego i czerwonego kucor [!sic] od książek)) mówią jak to rywalizacja pomiędzy nimi trwa wiecznie od zarania dziejów, z dziada na pradziada. No może nie tak długo, ale wiecie o co chodzi. Zawody między klaczami widzieliśmy już w pierwszym sezonie, a także w czwartym i w ogóle tam czasami pojawiał się ten motyw i zawsze było to śmieszne, zarazem urocze na swój sposób. Ale tutaj coś nie pykło... Po prostu tym razem byliśmy świadkami jałowego mierzenia swojego ego, które sięgało nieba i wyżej. Jednak zacznijmy od początku, bo rozpoczynanie od końca jest dosyć nieodpowiednie, chociaż niektórzy mogą powiedzieć, że wtedy będę hispterem.

DAT ASS
W skrócie AJ i RD mają zabrać grupkę podopiecznych, uczniów na wycieczkę szkolną lub, jak kto woli, zajęcia w plenerze. Rainbow Crash chce pokazać jak fajną formą współpracy jest spływ łódką z nurtem rzeki na czas, a AJ pragnie wznieść majestatyczną  drewnianą szopę na jabłka (czyt. drewniana szopa jakich miliony na świecie i pewnie na farmie rodziny Apple). Dochodzi do sprzeczek pomiędzy samicami kuca i ogółem do porażek podczas wykonywania zaplanowanych przez nauczycieli aktywności. Szopa uległa destrukcji, a łódka poszła jej śladami i rozbiła się o pobliskie skały wystające z rzeki. Najgorsze jest to, że uczniowie niczego się nie nauczyli i AJ + RD zebrali burę od dyrektora szkoły, czyli Klaczy od Książek. Chociaż można pokusić się o stwierdzenie, że jest to wina Twilight Sparkle. Dlaczego? Dobrze zna charaktery swoich przyjaciółek i w sumie powinna przewidzieć zawody egoizmu. Jednak mimo wszystko po trochę standardowym dialogu rywalizujące klacze dostają drugą szansę.

A teraz je zjedz! A nie, to tylko Ocellus jako zmutowana pirania...
Następny etap zajęć plenerowych to spacer po lesie w niewiadomym celu. Serio, po co poszli na ten spacer? Tak, nie mam pojęcia jak to ma budować poczucie współpracy i w ogóle, ale jakoś tak wyszło. Mogli dać bohaterom takie kamerki, może by zrobili z tego projekt à la "Blair Witch" (albo Blair Pony). Tym razem AJ & RD idą w drugą stronę przegiętych zachowań i za bardzo się ze sobą zgadzają. Cały czas przyświeca im jeden cel, czyli zostanie nauczycielem miesiąca. Nie mam pojęcia co im da ten zaszczyt, ale podejrzewam, że dostaną premię do wypłaty. W sumie ta motywacja do przekomarzania się jest trochę słaba i nudna. W ogóle to nudy są w tym odcinku. Na szczęście większość sytuacji jest przeplatana z fajnymi scenkami z uczniami.

"Budujemy mosty dla pana starosty... albo Celestii?"
Oczywiście nasze kucyki i grupa "istot" gubią się w lesie i potem muszą zbudować most nas wąwozem. Jak można się spodziewać nie dochodzi do zgody i budują dwa różne mosty, które są równie beznadziejne. W następnej scenie mosty psują się z trzeszczącym płaczem materiału, a Tęczowy Kuc i Jabłkowy Kuc wiszą nad rzeką pełną piranii o włos od śmierci. Słychać trzask lin, które podtrzymywały je, a następnie ekran powoli przechodzi w czerń. Zaczyna grać smutna muzyka i naszym oczom ukazują się dwie mogiły... Oczywiście, że tak się nie dzieje, przecież to uniwersum pastelowych kucyków! Niedorzeczność. 

Nauczyciele (tak, AJ i RD to nauczyciele od początku sezonu ósmego) zostają uratowani dzięki WSPÓŁPRACY uczniów. Najwyższa pora... Dzień minął i słońce chyli się ku zachodowi dzięki mocy księżniczki Celestii, która nie występuje w tym odcinku. Wycieczka wraca do szkoły, gdzie czeka na nich już fioletowy pastelowy dyrektor placówki. Jak to bywa w bajach [!sic] dla dzieciaków wszystko kończy się dobrze i wszyscy są zadowoleni, a nawet najgłupsze decyzje zostają potem uznane za wartościowe i ogółem wszyscy się cieszą. Petardy wybuchają na cześć klaczy i jest fajnie. Ale czy na pewno? Oczywiście, że tak! Potem są napisy końcowe i mała sprzeczka między AJ i RD. Tylko czegoś nie rozumiem: w tej kłótni tematem jest "wiejski akcent" Applejack. Co?

Bez komentarza. :|
KONIEC ODCINKA




PLUSY:

  • W sumie fajni byli czy uczniowie, mimo że przedtem jakoś mnie nie zainteresowali swoimi osobami.
  • Nowe stworzenia w Equestrii do poznania?
  • Różnorodne formy jakie przybiera Ocellus (ten motyw naprawdę jest fajny i prowadzi do całkiem śmiesznych sytuacji).
  • Fluttershy i ta hipogryfica (jeżeli istnieje takie słowo) :D


MINUSY:

  • Ogółem nuda, nuda i jeszcze raz nuda.
  • Odgrzewanie kotleta z rywalizacją Applejack i Rainbow Dash.
  • Słabe dowcipy (naprawdę były słabe, mało śmiechu, prócz paru uśmieszków).
  • AJ i RD niczego się nie nauczyły przez te osiem sezonów...
  • Takie jakieś wszystko były wymuszone, a sprzeczki udziwnione i sztuczne.


OCENA: 
1,5/5 (bardzo nisko, wiem o tym) - czyli takie 3/10


Uzasadnię swoją notę prostym argumentem: odcinek był nudny. Po prostu bardzo nudny i nudnawe flaki z olejem. Możesz zjeść taką potrawę, najesz się i będziesz syty, ale mimo wszystko kompozycja składników jest mdła.

Śmiem powątpiewać w prawdziwość jej wypowiedzi.


Podobały mi się interakcje między studentami, bo budowały ich postać w jakiś sposób. Ich praca grupowa była bardzo ciekawa, jak i cała akcja ratownicza. Jednak... to była tylko jedna scena. Także wydarzenia poprzedzające ją były marne. Ale i tak na plus.

Czy tylko mi się wydaje, że ta scena jest podobna do obrazu
Emanuela Lutze "Waszyngton przeprawia się przez rzekę Delaware"?

No dobra, może nie jest to odwzorowanie 1 do 1, ale blisko.

Ogółem to cały wątek "chęci zastania nauczycielem miesiąca, tygodnia, roku, stulecia, godziny, whatever" był taki se. Wiem, że kolokwializmy stają się nużące. To trochę przypominało zmagania w szkole o to, kto dostanie zachowanie wzorowe - gdy ktoś je dostanie, to nikogo to nie obchodzi bo i tak zawsze dostają je ci, którzy nic nie robią :P (częściowy sarkazm).

Wolałbym dostać w przyszłości odcinek bardziej skupiający się na postaciach studentów, co bardzo dobrze sprawdziło się w pierwszych odcinkach tego sezonu. Nie można mieć wszystkiego, a już na pewno dobrego odcinka, który odgrzewa już i tak nieco zaschnięte motywy. Niby można podgrzać, będzie jakiś smak, ale mimo wszystko jest to stary, mało apetyczny kotlet, który utracił swój szlachetny smak.

Dzięki za czytanie i takie tam, nara-gitara.




P.S. Ta samica hipogryfa nazywa się Silverstream. Chyba...
P.P.S. Tłumaczenie (napisy) zaczerpnięte zostały z kanału Artem. Serdecznie zapraszam na kanał po więcej przetłumaczonych odcinków (materiał nie jest sponsorowany ;) )

Komentarze