"Nie czas umierać", czyli i tak sporo osób ginie :D

„Nie czas umierać” (2021)

Sensacyjny, thriller, kino akcji
Reżyseria: Cary Joji Fukunaga
Kraj: USA/Wielka Brytania



Po niemal 6 latach przerwy Daniel Craig powraca na srebrny ekran, aby ponownie wcielić się w kultowego Jamesa Bonda. Akurat tak się składa, że początkiem października udałem się do kina na projekcję. Jednak czy warto było czekać tyle lat? 

Przekonajmy się.

Dodatkowo obiecuję, że tym razem nie mam zamiaru bezsensownie przedłużać. Zresztą, już sam film zrobił to nad wyraz dobrze. 😁

Lista sekcji recenzji:


Wstęp

Na przestrzeni lat dostaliśmy wielu "Bondów". Na początku był sympatyczny, niekanoniczny i zapomniany już Barry Nelson z 1954 w TV. Potem był między innymi czarujący, elegancki i nawet zabawny Sean Connery. W pewnym momencie dostaliśmy komediowego Rogera Moore'a i tak dalej.



Ostatecznie w XXI wieku rolę agenta 007 wcielił się Daniel Craig znany z takich hiciorów jak "Lara Croft: Tomb Rider", "Chłopak na dworze króla Artura", czy "Dom snów".  Kreacja miała swoje wzloty i upadki, ale mimo wszystko uznaję go za "udanego Bonda". Na pewno wprowadził pewien powiew świeżości, który jest zasługą zarówno jego warsztatu aktorskiego oraz scenarzystów.

Osobiście i tak wolę Sir Thomasa Seana Connery'ego w roli agenta na usługach jej królewskiej mości. 😉


Fabuła

Film przedstawi odbiorcy pewne wydarzenia z przeszłości oraz jak to agent 007 szuka spokoju na zasłużonej emeryturze łowiąc ryby i żeglując w swoim jachcie. Jednak nasz bohater nie domyśla się, że czas odpoczynku wkrótce się skończy. Rzeczywiście. Jego dobry kolega Felix z CIA (grany przez Jeffrey'a Wrighta) będzie miał dla Jamesa ostatnie arcyważne zadanie polegające na odbiciu naukowca z rąk złoczyńców. James jeszcze raz przywdziewa kultowy garnitur, zegarek od sponsora filmu i wraca do akcji. Jednak nie wie, że z pozoru prosta akcja jest intrygą, której macki sięgają bardzo daleko.


Niestety, ale M nie był zbyt zadowolony
z poczynań 007 jak i samego filmu.


Wstęp jest naprawdę dobry. Zaczyna się niewinnie aby potem wcisnąć w fotel pędzącą na złamanie karku akcją, głośnymi dźwiękami i wybuchami. Jest tajemniczo, dość brutalnie i jest tu wszystko to, czego oczekujemy po filmie akcji z Danielem Craigiem. Mija dobre pół godziny świetnej akcji, aż tu nagle! Całość leci na łeb na szyję przy pomocy wyjątkowo nudnej fabuły, przegadanych integracji z bohaterami i mało interesujących wątków.

Ogółem fabuła to standardowe kino szpiegowskie. Główny złoczyńca wykrada “coś ultra-zabójczego” a James musi jak zwykle wszystko naprawić i uratować świat. W międzyczasie dowiemy się czegoś więcej o stronie personalne Jamesa, jak i również innych bohaterów w tym Madeline, którą znamy z poprzedniego filmu.


Plusy i minusy

Z przykrością muszę stwierdzić, że po scenie na Kubie film przestał wgniatać w fotel i intrygować. Jak na ostatni film o przygodach kultowego agenta 007 wszystko wydawało się być takie... losowe, wolne i czasami budzące uśmiech politowania w nieodpowiednich momentach. Owszem, sceny akcji w Norwegii, we Włoszech pod koniec filmu oglądało się z przyjemnością, lecz mimo wszystko brakowało "tego czegoś" co sprawiało, że filmy z Danielem Craigiem stały się tak lubiane.


Pif-paf! Niedobrzy agenci i złole!
Czas umierać!

Po powrocie z kina w telewizji emitowana była poprzednia część: "Spectre" z 2015 roku, co było nie lada ciekawym zbiegiem okoliczności. Osobiście uważam, że nie jest to najlepsza część, ale mimo wszystko oglądało mi się ją lepiej niż “Nie czas umierać”. Tam akcja była mocna, szybka i stanowiła integralną część historii. Każde uderzenie pięścią było "soczyste", a sceny tortur były pomysłowe i ciekawe.

Doceniam zabieg, który wprowadzili scenarzyści gdzie postanowili skupić się na drugiej stronie nieugiętego agenta o kamiennej twarzy. Wątki miłosne, życie rodzinne, czy pokazanie emocjonalnej strony 007 były naprawdę ciekawym zabiegiem. Niestety, ale sprawiały wrażenie bycia wrzuconymi w scenariusz w nieodpowiednich momentach. Wydłużały czas trwania filmu znacząco i zbytnio kontrastowały ze scenami akcji.


Moim zdaniem scena na Kubie z agentką Palomą,
graną przez uroczą Aną de Armas.

Daniel Craig pokazał, że jest zarówno dobrym aktorem kina akcji jak i bardziej dramatycznym. Powracają znane postacie jak Felix, Q i M, które ogląda się tak samo dobrze jak w poprzednich częściach. Nie mogę powiedzieć tego samego o nowych bohaterach. "Pan Główny-Zły" był dla mnie po prostu komiczny z jego wiecznym półgłosem, kamienną twarzą i długimi monologami - naprawdę, pod koniec filmu przestałem zwracać uwagę na to co mówi ta postać, bo mnie zaczęła irytować i męczyć. Bardzo fajnie wypadła Ana de Armas w swojej krótkiej, ale bardzo dobre zagranej roli. Liczyłem na to, że to ona będzie nową dziewczyną Bonda, ale tak się nie stało.


Glówny zły filmu w "Ogrodach śmerci" w swoim ulubionym
szlafroku... Chyba.


Największym moim problemem z tym filmem jest jego długość, czyli 2 godziny i 43 minuty (nie licząc oglądanych reklam w kinie). Owszem, Casino Royale trwało ponad 2 godziny, ale tam pomysły były naprawdę świeże i nigdy się nie nudziłem. Tutaj po prostu wydawało mi się, że czas nie płynie lecz magicznie stoi w miejscu. Zwłaszcza, gdy podczas seansu sprawdziłem z nudów czas i z przerażeniem dowiedziałem się, że minęła dopiero nieco ponad godzina.

Muzyka była taka sobie i w ogóle nie pamiętam jak leciał którykolwiek kawałek. Kojarzę tylko utwór końcowy podczas napisów, ponieważ w ogóle nie pasował do całości. Za muzykę odpowiedzialny był Hans Zimmer, ale wydaje mi się że od pewnego czasu zaczął odcinać kupony i korzystać z tych samych progresji muzycznych. Jeżeli oczekujecie kawałków pokroju "Gold Finger", "Golden Eye" czy "Thunderball" to raczej ich tutaj nie znajdziecie. No chyba że kochacie Billie Eilish Pirate Baird O’Connell. Owszem motyw główny nie jest najgorszy, ale jednocześnie nie jest najlepszy i nie wyróżnia się na tle całej ścieżki dźwiękowej.


Zadanie domowe: "nabiję" wyświetlenia pod podanym linkiem.


Podsumowanie i ocena końcowa

Film pomimo długich scen akcji jest "przegadany". Większośc dialogów i monologów nie wnosi nic do fabuły. Główny antagonista, czyli Lyutsifer Safin (grany przez Ramiego Maleka) jest mało interesujący, a jego motywacja nie jest do końca jasna.

Osobiście uważam, że "Nie czas umierać" bardzo stronił od bezpośredniej przemocy, dużej ilości krwi i dużej brutalności, przez co moim zdaniem stracił pazur wyróżniający poprzednie części (no może pomijając film “007 Quantum of Solace”, ale to szczegół). Ścieżka dźwiękowa jest dobra, ale w żaden sposób nie zapada w pamięć. Lokowanie produktów jest czasami wręcz irytujące biorąc pod uwagę, że przed seansem każdy sponsor przedstawił za który gadżet był odpowiedzialny w filmie.


Ocena końcowa 

6,5/10 


Mimo wszystko film mogę polecić wszystkim tym, którzy widzieli poprzednie części, bądź są fanami pana Daniela C. Nie zawiedziecie się i dostaniecie to po co przyszliście do kina. Jednak jak dla mnie jest to część lepsza od wspominanego "Quantum of Solace", ale zdecydowanie gorsza od Casino Royale (2006) i “Skyfall” (2012). Trochę się wymęczyłem podczas seansu i chyba większość osób na sali miała podobne odczucia.


Wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Tak jak moja recenzja. :)


Tyle w temacie bez zbędnego przedłużania, bo wiem że mało kto czyta te recki od deski do deski. Do następnego wpisu, następnej inkarnacji agenta Jamesa Bonda (albo agentki, albo agentozaura, albo kto tam wie czego) i w ogóle miłego dnia. :)


Pozdrawiam i do następnego wpisu!

Crimson



Komentarze