"Fernando", czyli animacja po byku [Recenzja]

„Fernando” (2017)

Animacja, Familijny, Komedia
Reżyseria: Carlos Saldanha
Kraj: USA


Ostatnio (w sumie dawno, bo było to 27 stycznia roku Pańskiego 2018) byłem sobie na filmie o prostej w swojej budowie nazwie „Fernando”. Nie wiem dlaczego, ale w wersji angielskiej imię to brzmi bardziej... prosto, czyli Ferdinand. Pewnie to wina klasycznych tłumaczeń na język Polski, które czasami są baaaaaaardzo odbiegające od oryginału.

Is there anybody out there?


PLAKAT

Plakaty wyglądały bardzo standardowo - oto byk, jakiś składzik delikatnej porcelany, czasami kózka i inne (zapewne gadające) zwierzątka. Obok stał sobie dumnie z wypiętą piersią Joe Black gotowy na wyprawę do serca dżungli, a nad wszystkim sprawował pieczę złoty symbol McDonalds™. 

Powiedziałem wtedy do siebie - "Hej! To może być całkiem ołkej, a nie mam ochoty dzisiaj na kino ambitne, czy tam ciężkie w przekazie. Chcę po prostu obejrzeć coś przyjemnego, zabawnego i słitaśnego na srebrnym ekranie. :3" - I tak też się stało.

Wnioskując po miarce dołączonej do tego tekturowego obiektu pan Jack Black mierzy dokładnie coś pomiędzy Fernando a Lupo wzrostu... co? Przecież Jack na pewno jest wyższy! W sumie ten słoń w tle macha trąbą jakby chciał powiedzieć "Jeszcze cię dopadnę, Fernando! Zobaczysz!"

Zapraszam do recenzjoprzemyśleń (jeżeli w ogóle istnieje takie słowo, a z pewnością nie ma - sprawdzałem w słowniku) na temat trójwymiarowej animacji "Fernando" od BSS. Czym jest tajemnicze BSS? Jakby zmienić nieco litery to byłoby SB, ale niestety nie ma lekko. Rozwiązanie tego zagadkowego skrótu zostanie przedstawione już wkrótce.



* W tle fanfary *

Oczywiście zamieszczam zwiastun, bo czemu nie?



OGÓŁEM

Najnowsze dzieło studia Blue Sky Studios (które od tej chwili nazywane będzie w skrócie BSS. Widzicie? Zagadka rozwiązana!) "Fernando", pojawiło się na srebrnym ekranie w 2017 roku. Jest to produkcja kierowana głównie do tych najmłodszych widzów spragnionych trójwymiarowych modeli w bardzo kolorowych sceneriach, głośnych dźwiękach i wartkiej akcji. Lecz nie zapominajmy o tym, że często produkcje animowane są również skierowane częściowo do dorosłych, aby i oni nie poczuli się znudzeni.

Nasze kochane BSS znane jest z takich produkcji jak: "Rio" (2011), "Fistaszki" (2015) czy "Epoka lodowcowa" (wszystkie PIĘĆ części). Swoją drogą studio maczało palce również przy tworzeniu takich perełek jak "Podziemny krąg" (1999), czy też kochany przez dzieciaki na całym świecie "Obcy: Przebudzenie" (1997). Nie wiem jak wy, ale ja zapinam pasy, bo czeka nas szalony lot w kosmos z przeciążeniami ponad 10g.

Głównym architektem, a właściwie reżyserem całego projektu był Brazylijczyk, Carlos Saldanha. Osobnik ten jest odpowiedzialny za większość produkcji BSS, więc możemy spodziewać się podobnego i solidnego poziomu u "Fernanda". W sumie jego portfolio składa się wyłącznie z tego typu pozycji, więc zapewne jest tak dobry, że nie warto go zmieniać. Wiecie jak to jest: po co zmieniać coś co jest dobre. Chociaż jak pomyślę sobie o serii Epoka lodowcowa, która obecnie jest pentalogią to mam lekkie obawy co do recenzowanego filmu. Jednak przyjmijmy tutaj starą zasadę mówiącą o tym, że nie należy oceniać książki po okładce, czy w tym przypadku plakacie filmowym.

Ostrożnie, ostrożnie. Jak byk w składzie porcelany. Delikatnie i z gracją!

Nie będę tutaj opowiadał o tym ile film zarobił, jakie otrzymał recenzje od krytyków, jak internety go przyjęły, jak zmienił postrzeganie świata dla wielu z nas, jakie wywołał kontrowersje, jakimi nagrodami może się poszczycić, ile kosztował, ile wydał, kiedy część druga i tym podobne. Te informacje często mało znaczą, mają kiepskie odzwierciedlenie w rzeczywistym odbiorze utworu i są mocno wybujałe. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi. *ekhem Transformers ekhem*  Jeżeli nie, to nie mogę wam mieć tego za złe.


BOHATEROWIE/DUBBING/AKTORZY

Zacznijmy od głosów postaci w wersji oryginalnej, czyli angielskiej. Głównemu bohaterowi gadką służył John Cena (MEME), co jest w sumie śmieszną sytuacją biorąc pod uwagę jaki "napakowany" był Fernando w animacji. Nie mam wiele do powiedzenia na ten temat. W polskiej wersji językowej tego zadania podjął się Marcin Dorociński, który moim zdaniem całkiem fajnie sprawdził się w tej roli. Nie irytował i wykonał swoje zadanie na ocenę z plusem.

John Cena!!! *tu-tu-ty-tu-tyyyyyy...*

Jako przyjaciela naszego wielgachnego Fernanda możemy zaliczyć psiaka o imieniu Paco. Jest to wierny kompan byka, który zazwyczaj jest stonowany i pełen "suchej jak karma dla psów" mądrości. Nie uśmiecha się zbytnio, ale mimo wszystko jest sympatyczny. Głosu użyczył Jerrod Carmichael, którego możecie kojarzyć z filmów: "Sąsiedzi 2" (nie, to nie jest sequel do przygód Pata i Mata z czechosłowackiej animacji), "Sąsiedzi" (ten film też nie ma nic wspólnego z Patem i Matem) oraz "Transformers: Ostatni Rycerz". W polskiej wersji mogliśmy usłyszeć w tej roli... no właśnie tej informacji nie znalazłem. Ale mogę wam zdradzić, że nie był to szanowny Tomasz Karolak.

Jeżeli jesteście już dawno po seansie to zapewne kojarzycie tę kozę, która jadła puszki, zawsze rzucała jakimś dziwnym dowcipasem i chciała zostać trenerem byków bez żadnego powodu? Postać mogła w kinach poszczycić się głosem Kate McKinnon. Zapewne zapytacie skąd możemy ją znać panie autorze wpisu na blogu? Ano na przykład z takich hiciorów jak "Ted 2", "Ghostbusters: Pogromcy Duchów" z 2016 roku i takie tam inne ciekawe produkcje... Prawdę mówiąc - zachwycony nie jestem. ;) Polskiego głosu użyczyła Monika Pikuła znana z wielu dubbingów. Możemy ją usłyszeć między innymi w takich filmach jak: "Lorax", "Auta", "SpongeBob Kanciastoporty" i wiele, wiele, wiele innych. Przyznam się, że kojarzę jej głos głównie w roli Applejack z serialu telewizyjnego My Little Pony: Przyjaźń to magia. No cóż - tak to już bywa na tym świecie.

Nie wiem czy Kate jest przerażona, czy po prostu była zaskoczona nagłym ujęciem w zwiastunie.
(I nie, nie zatrzymałem specjalnie na tej klatce. Po prostu tak ją pokazują w zwiastunie.)

Dodatkowo ważną postacią jest młoda dziewczynka Nina, która... no właśnie. Nie mogę puki co zdradzić zbyt wiele fabuły, ale nie martwcie się. Zrobię to potem. Nasza kochana dziewczynka, która to wraz ze swoim ojcem prowadzi interes polegający na sprzedaży wielokolorowych i żywych kwiatów. Jednak do tej dziewczynki przejdziemy jeszcze potem. Wspomnę tutaj jedynie, że w polskim dubbingu głosu użyczyła Wiktoria Guzek. Co ciekawe, Wiktoria jak na razie na stronie filmweb jest powiązana jedynie z "Fernando" i niczym więcej. Ale miejmy nadzieję, że usłyszymy ją jeszcze parę razy w kinie.

Jeżeli chodzi o resztę bohaterów, to mam nadzieję ich przybliżyć w dalszej części recenzji. Jest ich całkiem sporo i każdy z nich posiada inne supermoce, czy jakoś tak. Pełnią oni ważną rolę w świecie wykreowanym przez film, więc logicznym będzie wspominanie o nich w trakcie bajecznych opisów. Przejdźmy zatem dalej bez zbędnego przedłużania.


FABUŁA

Na samym początku warto wspomnieć, że film opiera się na książce amerykańskiego pisarza Wilbura M. Leafa "Byczek Fernando". Przyznam szczerze, że nie miałem pojęcia o czym jest ta opowiastka dziecięca. Na potrzeby recenzji zapoznałem się z tym opasłym dziełem (ponad 20 stron) zarywając niejedną nockę.

Raz, dwa, cztery... Przygody trzech jeży.

Jak ma się cały pomysł do naszej kinowej produkcji od twórców "Rio"? Książka i film mają bardzo podobną pointę, fabułę i głównego bohatera. Oczywiście na potrzeby filmu paleta barwnych postaci została solidnie poszerzona w stosunku do pierwowzoru. Dodano tutaj również więcej dialogów i nawiązań do popkultury czy stereotypów i dowcipasów. Nie ma co się dziwić w sumie, skoro książeczka ma tylko 20 stron, gdzie większość to ilustracje.

Film rozpoczyna się w "sali treningowej byków", której nie powstydziłby się sam Rocky Balboa. Nasze kochane byczki cały czas ćwiczą, ponieważ mają jedną jedyną motywację w swoim życiu - pokonać matadora i zyskać sławę na krwawej scenie areny. Ale cóż to!? Jeden z byków (mowa tutaj o Fernando) jest hipisem i stroni od przemocy. Zainteresowany jest innymi aktywnościami na świeżym powietrzu - podlewaniem kwiatków i odurzaniem się ich piękną wonią, czyli ćpaniem pyłków kwiatów.

Każdy byczy byk z byczej Hiszpanii spędza swoje bycze dni na naparzaniu się rogami i pakowaniu. Tutaj poznajemy kolegów naszego bohatera. Są to kolejno Valentine (Bobby Cannavale), czyli nemezis głównego bohatera. Wiecznie gotowy do walki, kierujący się swoją siłą, często zaślepiony swoją chęcią pokonania matadora. Właściwie to już od samego początku filmu możemy zobaczyć jak jego relacje z Fernando będą się opierać na jednostronnej rywalizacji.


SPOILER:
zabił kwiatka. 

Następny w kolejce jest Guapo (Peyton Manning), który ma rogi - tak, nie przesłyszeliście się. Jest pewny siebie. To byk, który nie odstaje od reszty byków (zdanie godne Słowackiego :P ). Jest solidnie "dokoksowany", ale jak możemy się przekonać w późniejszych scenach ma problemy z tremą. Mimo wielkich ambicji jego stan nerwowy staje się bardzo uciążliwy. Pozostaje nam jeszcze Bones (Anthony Anderson), który jest - bez urazy - cherlawy w porównaniu z innymi bykami. Takie biegające patyki ze ścięgnami. Valentine często kpi sobie z jego aparycji. Jednak mimo wszystko jest bardzo poczciwy i chętny do rozmów, ale nie brak mu wiary w siebie i woli walki.

Oficjalne pomiary byka - jakkolwiek by to nie brzmiało.

Ich ojcowie sukcesywnie toczą ze sobą potyczki, aby udowodnić że to właśnie oni są godni starcia z legendarnym matadorem. Zaszczyt ten przypada tatusiowi Fernanda, o wdzięcznym imieniu Raf. I nie, nie jest Brytyjczykiem, a na dodatek nie potrafi latać. W związku z tym Raf opuszcza hodowlę byków aby rozprawić się z matadorem. Od tej pory nasz byczek Fernando codziennie wyczekuje powrotu ojca z wojny... eee... z rejsu… eee… z areny, sorry. Jednak po pewnym czasie postanawia poszukać ojca na własne kopyto (czaicie? Kopyto – ręka. Hyhyhy?) i wydostaje się na zewnątrz wprost w niebezpieczny świat pełen przygód i nieznanego.
Z czasem Fernanda jest za dużo w filmie... w sensie rozmiarów.

W późniejszych aktach do paczki mięśniaków dołączą dwa byku. Pierwszy z nich to istota o szkockim akcencie - Angus (David Tennant). Dosyć gapowaty byk z długą grzywką. Od zawsze był nieogarnięty, lecz z wiekiem stał się bardziej nieporadny i ciapowaty. Pocieszny, czasami śmieszny, mocno ekspresywny. :) Druga wesoła postać to napakowany i małomówny Maquina (Tim Nordquist - który nie miał zbyt dużo do roboty, jeżeli chodzi o podkładanie głosu). Napakowany i silny osobnik o specyficznym podejściu do życia. Taki trochę robot z mięśniami… Dostarcza nam parę fajnych gagów wizualnych i w sumie jak tak o nim myślę, to czego więcej chcieć?

Przewożenie zwierząt wymaga dodatkowej opłaty od właściciela... zapłaciliście za te jeże?

Fernando ląduje (jeżeli tak to można nazwać) w przedziwnym miejscu pełnym piękna i roślinności. Tam też poznaje dziewczynkę o imieniu Nina (dubbingowana przez Lily Day) i bardzo szybko zostają najlepszymi przyjaciółmi na świecie. Jednak na Fernanda czeka jeszcze jedna niespodzianka, otóż ojciec Niny para się sprzedażą kwiatków! Fernando szybko zaprzyjaźnia się z rodziną i psem Paco, który często stonowanym głosem przekazuje swoje opinie i służy radą zachowaną w ramach zdrowego rozsądku. Fernando jak zwykle ma swoje poglądy na szczęśliwy świat i często podejmuje wesołą dyskusję z czteronożnym przyjacielem.

Ciekawe jakie programy lubi Fernando? Pewnie coś w stylu "Niewolnica Izaura".

Dostajemy tutaj też montaż byczego dorastania i wielu przygód jakie go spotykają. Życie płynie beztrosko, Nina opiekuje się Fernando, miewają mnóstwo przygód i ogółem jest fajnie. Jest bardzo kolorowo, zabawnie i śmiesznie. Lata mijają, a nasz ukochany bohater przybiera na wadze i na ilości masy mięśniowej. W efekcie po tych wszystkich dniach spełnionych na beztrosce zostaje mięśniakiem, lub jak kto woli byczą wersją Johna Cena. Jednak wielgachna aparycja znaku zodiaku nie przeszkadza w wielu śmiesznych sytuacjach jakie są nam serwowane w filmie. Jedyna rzecz, która jest dla mnie dziwna to fakt, że Nina śpi z Fernando w łóżku gdy jest już sporym bykiem. Czy ona nie boi się uduszenia w nocy, albo być przygniecionym podczas snu? Wraz z dorastaniem automatycznie pojawia się nowy problem – byk jest zbyt duży żeby uczestniczyć z Niną w festiwalu kwiatowym, na który tak często go zabierali gdy był mniejszy. Fernando jest bardzo smutny z tego powodu, ale jak to zwykle bywa w takich produkcjach w zabawny sposób próbuje znaleźć wymówkę aby mimo wszystko pójść do miasta i powąchać chwasty (kwiatki). Dociera do skąpanego w słońcu miasta gdzie właśnie rozpoczyna się festiwal i...

Pan matador wraz ze swoim samochodem. A byki tylko patrzą i planują, jak go zgładzić na arenie...

Tutaj chciałbym zakończyć opowiastki o fabule, ponieważ nie chcę za dużo zdradzać. Zajmę się bardziej ogólnikami bez wchodzenia w masę szczegółów. Mogę wspomnieć, że przykładowa scenka w składziku porcelany, którą można było zobaczyć na plakatach promocyjnych, była całkiem zabawna. Oczywiście pojawia się tutaj mnóstwo głośnych scen pełnych ruchu, pościgów i takich tam. Wiecie, taki typowy element dla filmów animowanych dla dzieci. Osobiście bardzo nie lubię tego zabiegu ale, hej! Nie ja jestem docelowym odbiorcą tego filmu.

Byki znowu w komplecie, minus pół rogu.

Następnie Fernando jest przerzucany z miejscówki do miejscówki i w efekcie spotyka znowu swoich kolegów z byczego rancza. Ogółem historia zatacza w pewnym momencie koło i będziemy mieli okazję zobaczyć miejsca, które już raz widzieliśmy. Wśród bohaterów będziemy mogli zobaczyć jeże, czyli taką kombinację Pingwinów z Madagaskaru i Wiewióra z Epoki Lodowcowej Wstaw-tutaj-odpowiedni-numer-części. Chociaż muszę przyznać, że tym razem autorzy nie poszli na łatwiznę w kierunku "głupawych" istot mających tylko na celu rozbawienie publiki jak minionki. I za to dostają ode mnie wielki plus, albo takie urocze słoneczko jak w przedszkolu.

Tutaj pragnę was zapytać - czy lubicie konie? Jeżeli tak to bardzo dobrze, bo w późniejszych scenach będziecie mieli okazję poznać trzy konie. Jednak jest tutaj pewna rzecz, którą nie mogę do końca zrozumieć. Dlaczego wcześniej wspomniane bucefały wypowiadają zdania z niemieckim akcentem i dosyć "specyficzną" manierą? Hę? Nic to, widocznie nie pojąłem geniuszu tych barwnych postaci. Imiona koników to: Klaus, Greta i Hans. Są to bardzo, bardzo, BARDZO ważne postaci. Dlaczego? Ponieważ będą brały udział w pojedynku tanecznym z bykami. Taaaaaaaak, to będzie miało miejsce. A i później będą częścią planu ucieczki, ale pojedynek ważniejszy i te kocie ruchy!

Konie: nie, nie mam nic więcej do powiedzenia w tej sprawie.

Trochę się rozpisałem, ale mimo wszystko chciałem zachować pewien stopień ogólników jeżeli chodzi o fabułę. Na zakończenie tej sekcji mogę jedynie wspomnieć, że zakończenie filmu jest naprawdę cudowne i warte zobaczenia na własne oczy. Dla mnie to było bardzo pozytywne zaskoczenie.


MUZYKA

Oryginalny soundtrack z filmu jest częściowo oparty o ścieżkę dźwiękową z filmu Disney‘a o tym samym tytule z 1938 roku. Napomnę jedynie, że niektóre utwory zostały specjalnie "napisane na nowo" na potrzeby filmu. Jest to uroczy zabieg, ponieważ pokazuje jak autorzy chcieli uszanować materiały źródłowe. Jednak jeżeli myślicie, że nie uświadczycie współczesnej muzyki to się grubo mylicie! BSS dostarcza na nośnikach Audio CD dokładnie 6 kawałków. Większość utworów, którą możemy usłyszeć w tle skomponował John Powell, którego dzieła można również usłyszeć w "Bez twarzy", "Uciekające Kurczaki", czy "Shrek".

Poniżej zamieszczam całą playlistę dla ciekawskich i tych, którzy gardzą zaglądaniem w stronice wikipedii.

  • Nick Jonas - "Home"
  • Juanes - "Lay Your Head On Me"
  • Jonas - "Watch Me"
  • Pitbull - "Freedom"
  • Los del Rio - "Macarena"
  • Jonas - "Home (wersja filmowa)"

Całość liczy sobie prawie 19 minut muzyki, co moim zdaniem jest niewiele. Ciekawe, dlaczego tak się stało. Kto zawinił? Czy tak miało być? Tego jednak nigdy się nie dowiemy.

Koza.

BOX OFFICE

Nie... Nie poruszam tego tematu odnośnie "Fernando". Nie widzę potrzeby, jedynie powiem, że film zarobił i kasa się zgadza. :)

Czy ktoś zamawiał królika z rożna? ;)


PODSUMOWANIE I O(John)CENA

Należy sobie zadać jedno podstawowe pytanie po obejrzeniu takiego filmu, takiego kalibru: czy warto było? Moim zdaniem zdecydowanie tak! Na seansie nikt się nie nudził, a i dzieciaki były zainteresowane tym co się działo na ekranie. Było parę uśmiechów, więc na pewno wszyscy byli kontent podczas pokazu. Na sali było sporo osób, ale niestety trzeba podzielić tę liczbę przez dwa (czasami i trzy, zależy od punktu widzenia). Dlaczego? Nie ukrywajmy, że dziecko samo nie pójdzie na film do kina, toteż musi się zaopatrzyć się w opiekuna. Cóż na to poradzisz – takie życie.

Trzy jeże, Nina, Lupo, Fernando i jego diler kwiatów.

Fabuła jest przyjemna w odbiorze. Część scen jest ewidentnie podrasowana pod młodszych odbiorców, a niektóre wręcz powinny mieć plakietkę z napisem "3+". Oczywiście nie mogło zabraknąć odniesień do pop-kultury, ale nie było ich aż tak wiele - jestem zaskoczony. Być może przez to film był tak przyjemny w oglądaniu? Na pewno nie mogę powiedzieć, żebym się nudził w trakcie sensu. LICZNIK ZIEWNIĘĆ: 0.

Tak piękne scenerie sprawiają, że film ogląda się po prostu z przyjemnością.
Niestety, ale w przypadku tego drzewa: FOREVER ALONE...

Bohaterowie są barwni. Nie są swoimi kalkami, mają charakterystyczny wygląd i cechy charakteru. Każdy z to inna postać i myślę, że każdemu przypadnie do gustu chociażby jedna z nich. Musze przyznać, że postacie ludzkie (anthro) również były niczego sobie. Chyba moja ulubiona osoba to matador, El-Primero ze swoimi ostro zarysowanymi gestami i nader przerysowaną dostojnością. Głosu użyczył mu Jarosław Boberek, co jak zwykle jest strzałem w dziesiątkę.

Myślę, że humorystycznie animacja stoi na przyzwoitym poziomie. Dowcipy mogą rozbawić, albo przynajmniej wywołać uśmieszek na twarzy. Co kto lubi.


W związku z tym moja ostateczna ocena jest chyba nieco zawyżona, ale niechaj będzie: 
8/10. 


Dlaczego tak wysoko? Na pewno ze względu na fakt, że od strony wizualnej wszystkie miejscówki typu miasteczko, wzgórze z ikonicznym drzewem, czy arena w Madrycie są przepiękne (z angielskiego bjutiful, a z hiszpańskiego hermoso, a z aramejskiego ܫܵܦܝܼܪܵܐ). Kolorystyka jest bardzo żywa, nie ma do czego się przyczepić. Bohaterowie nie byli lekko wkurzający, no może prócz niektórych wstawek tej koślawej kozicy. Wiem, że właśnie taką postacią miała być w zamyśle twórców, więc dzisiaj ujdzie jej to płazem, albo ssakiem. Przyznam się bez bicia (proszę, nie bijcie mnie), że byłem bardzo obojętny jeżeli chodzi o tą produkcję. Po prostu filmy od BSS nie są moim ulubioną formą spędzania wolnego czasu. A tutaj taka niespodzianka!

"- O proszę bardzo... Krytyk filmowy się znalazł z internetowego-internetu. *prych*
- Wut?"

Jeszcze raz gorąco polecam, chociaż już nie można zobaczyć filmu w kinach. No ale zawsze jest DVD, Blue-Ray, VHS-y, AVI, MPEG-4 i inne dyskietki 3,5’. Albo najprościej kupić sobie oryginalną książkę. xD

P.S. Jedyna osoba, która nie była najwidoczniej zadowolona z filmu to był taki mały chłopiec. Na napisach końcowych z uporem próbował coś wyciągnąć od swoich rodziców, ale jego poczynania spełzły na niczym. Oh, well... that’s life for you.

Na zakończenie mam dla was uroczy fanart związany z omawianym przed chwilą filmem. Miłych snów. :)
Ja to tutaj tylko zostawię jako przykład fanarta.
Creepy Ferdinand... [Źródło]

W każdym razie żegnam się z wami i do następnego artykułu! Jeszcze do końca nie wiem czym się zajmiemy, ale na pewno będzie trochę tekstu do czytania, obrazki do oglądania i linki do klikania.

Trzymajcie się i do następnego wpisu, hej!

Komentarze

  1. "lub jak kto woli byczą wersją Johna Cena." ja bym powiedziała zwierzęcą wersją

    OdpowiedzUsuń
  2. " byczą wersją Johna Cena." ja bym powiedziała zwierzęcą wersją

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz